Rozdział 1 - "przebudzenie"

Obudziłam się leżąc na czymś miękkim. Gdy otworzyłam oczy, jasne światło dosłownie uderzyło w moją twarz i oślepiło mnie na kilka chwil, przy czym z bólem powróciły wspomnienia.

Przyłożyłam ostrze do nadgarstka i przecięłam skórę wzdłuż żył.
Ta sama czynność z drugą ręką.
Krew jest dosłownie wszędzie.
Czuję się otępiona i słaba.
Po kilku minutach upadłam na kafelki tracąc przytomność.

Więc gdzie teraz jestem?
Czy jestem już martwa?
Czy jestem w niebie?

Zamrugałam kilkakrotnie i zdałam sobie sprawę, że jestem w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Było całe białe. Białe ściany, podłoga i meble... A także zrozumiałam, że leżę na łóżku. Jestem w szpitalu? Zauważyłam, że moje nadgarstki są obandażowane, a reszta ciała podłączona do jakiejś dziwnej aparatury.

O mój boże.
Nie jestem w niebie.
Naprawdę jestem w szpitalu.

Co za pieprzona porażka!

Nagle ktoś wszedł do pokoju, była to pielęgniarka. Miała na sobie krótką, białą sukienkę, a na głowie czepek pielęgniarski. Była nawet ładna.

- Wreszcie się obudziłaś. - powiedziała uśmiechając się do mnie. - Witamy wśród żywych. Jesteś w South Miami Hospital, a jesteś tu dlatego, że chciałaś odebrać sobie życie. Niegrzeczna. - zachichotała a ja uniosłam brew.
- Yeah... Cokolwiek. - mruknęłam. - Jak długo jeszcze muszę tu zostać?
- Wychodzisz o czternastej. - odpowiedziała stawiając talerz z jedzeniem na szafce nocnej obok mojego łóżka.
- A która jest godzina?
- Jest jedenasta, kochanie. - uśmiechnęła się do mnie ostatni raz i wyszła.

Pozostały 3 godziny męki. Może pójdę się rozejrzeć po szpitalu? Spojrzałam na talerz leżący na szafce. Co do cholery? Oni nazywają to "śniadaniem"? Dali mi tylko jedną kromkę chleba, odrobinę masła i plasterek żółtego sera. Nie mam pojęcia jak ludzie mogą tu żyć.

Po jakimś czasie gapienia się na moje "śniadanie" zdecydowałam się na spacer po szpitalu. Wyrwałam kabelki przyczepione do mojego ciała i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się dookoła. Cóż... Na korytarzu nie było żywej duszy. Weszłam do windy i zjechałam na pierwsze piętro. To miejsce było nieco większe. Tutaj była recepcja, gdzie pracowały dwie młode kobiety cały czas mające coś do zrobienia. Na przeciwko recepcji były wielkie, szklane drzwi, myślę, że to wyjście. Czy mogę teraz uciec stąd pozostając niezauważoną? Poza mną jest tu jeszcze przynajmniej dziesięć osób...

~*~

Okay, to było naprawdę dziwne. Nagle straciłam przytomność i po nie wiem jak długim czasie obudziłam się znów w moim łóżku. Co się stało? Zobaczyli mnie i podali coś usypiającego? Spróbowałam ruszyć ręką ale to było bezcelowe.
Byłam przykuta do łóżka! Świetnie. Spojrzałam na ścianę na przeciw mnie. Wcześniej nie było tu zegara... A może go nie zauważyłam? Nieważne. W każdym razie jest godzina trzynasta. Moi rodzice powinni być tu za godzinę. Może pójdę spać? I tak nie ma tu nic do roboty, a ja, jak już wspomniałam - jestem przykuta do łóżka.

Tak więc zrobiłam.

~*~

Czułam jakby ktoś mnie szturchał, więc otworzyłam oczy i zobaczyłam moich zmartwionych rodziców. Uśmiechnęłam się do nich.

- Słonko... Wszystko w porządku? - spytała mama gdy usiadłam na łóżku, o dziwo nie byłam już przykuta. Super.
- Yeah, tak myślę. - powiedziałam przecierając oczy. Tata jak widać postanowił milczeć.
- Zabieramy cię do domu, więc idź do łazienki i się przebierz. Mam ci w tym pomóc?
- Nie! - uniosłam głos, ale od razu go zniżyłam. - Nie, dzięki. - mruknęłam.
- Okay. Dobrze. Co tylko zechcesz. - powiedziała i położyła ciuchy na moich kolanach.
- Ale...gdzie jest łazienka? - spytałam niepewnie.
- Pokażę ci! - zawołała mama dziwnie.. podekscytowana? Złapała mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju. - Dlaczego to zrobiłaś? - spytała cicho.
- Co?
- No wiesz... Podcięłaś sobie żyły...
- Oh, um... Nie rozmawiajmy o tym, okay? Proszę. - powiedziałam gdy zatrzymałyśmy się przy białych drzwiach, najprawdopodobniej od łazienki. Mama westchnęła.
- Jeśli tego chcesz, okay. Teraz idź i się ubierz. - otworzyła przede mną drzwi i uśmiechnęła się. Posłałam jej sztuczny uśmiech i weszłam do środka.

Założyłam flanelową koszulę w czarno-czerwoną kratę, czarne rurki oraz czarne Vansy. Przemyłam też twarz wodą i trochę ogarnęłam włosy. Kiedy byłam już gotowa, wyszłam na korytarz i zobaczyłam oboje moich rodziców stojących pod ścianą na przeciwko, zagorzale o czymś rozmawiając.
- Um... Cześć? - odezwałam się.
- Jesteś już gotowa? To świetnie! W takim razie chodźmy już. - moja mama powiedziała do mnie, po czym poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.

~*~

Przez całą drogę nikt nie odezwał się ani słowem. Cały czas panowała niezręczna cisza, aż do momentu gdy zatrzymaliśmy się na naszym podjeździe. Mieszkaliśmy w dość dużym, jednopiętrowym domu jednorodzinnym. Szczerze nigdy go nie lubiłam. Nie lubiłam też miasta, w którym żyliśmy - Miami. Dla większości może się wydawać miastem marzeń. Tu jest zawsze gorąco, a ja nigdy nawet nie widziałam deszczu, czy śniegu! Chore. Wolę bardziej ponure, deszczowe miejsca, wiecie. Coś jak Seattle albo może Cleveland...

- Znów w domu. - odezwał się ojciec jakby pocieszającym głosem i spojrzał na mnie. Posłałam mu słaby uśmiech i wyszłam z auta. Rozejrzałam się dookoła i cicho westchnęłam. To tutaj nie chciałam wracać. Do domu. Do mojego beznadziejnego, nudnego życia.

Gdy dotarliśmy na miejsce była godzina piętnasta. Postanowiłam wtedy zamknąć się w moim pokoju i resztę dnia spędzić przy laptopie. Ugh.

Link do jej stroju: KLIK

Yeah, no i jest pierwszy rozdział!
Mam wielką nadzieję, że Wam się podoba i chcecie więcej! :D 
Kocham Was ♥